czwartek, 31 maja 2012

Zdobycz


Wchodząc do knajpy pełnej dymu ubrana w suknię utkaną z nitek wstydu i chustę oplecioną pożądaniem, usiadłam przy stoliku. Prosząc o drinka poprawiam lekko ściśnięty gorsetem biust. Czekając na złowienie zdobyczy podpalam papierosa i pozwalam żeby  dym zawładnął moim ciałem. Upijając łyk trunku , wykorzystuję jeszcze chwilę i pozwalam abyś mógł poczuć mnie w tłumie. 

Nie muszę długo czekać.... 

Kuszącym spojrzeniem zachodzisz mnie od tyłu, szepczesz do ucha "Jesteś moja"... Wyciągasz mnie na parkiet... Czuję jak dłonie wirują po moim ciele... Muskając wargami moją szyję rozlewasz na mnie swoją żądzę posiadania. Drżącym ciałem przywieram do Ciebie. Całą Kobiecością igram z wyraźnie nabrzmiewającą ochota. 
Wokół tylko nuty rozkoszy wypełniają przestrzeń.
A ja dopiero zaczynam swój prawdziwy taniec, już niczego nie zatrzymasz. 
Odwracam się do Ciebie... Oddechem pieszczę Twoją szyję. We włosy wplatam narkotyczne pragnienia. 
Wszystko wiruje.. My wirujemy... Stajemy się jednością... 
Oddajemy się szaleńczemu tańcu a myśl tylko ta jedna...
ta bezwstydna... 
Widzę jak w oczach rośnie pożądanie, widzę jak nasz ogień rozkoszy płonie...
Chęć posiadania tej nocy. 
Chwytając Twoją dłoń biegniemy przez parkiet. Jeszcze sekunda na kupienie butelki szampana. Wyciągam Cię z knajpy. Ogień porywa nasze nogi, zbiegamy coraz szybciej wąską uliczką... Dzieląc nas od rozkoszy droga staje się coraz ciemniejsza. 
Latarnia po latarni gaśnie. 
Biegniemy bezludną uliczką. Nagle spostrzegamy otwarte drzwi do starej kamienicy. Szybko tam podbiegamy… Widzimy otwarte drzwi do opuszczonego pokoju. 
Wchodząc tam widzimy tylko jedną lampę.
 Nic nie musisz mówić... Oboje wiemy po co tu jesteśmy. 

Na Twojej twarzy pojawia się uśmiech gdy mówię, że nie mam nic pod suknią... nie mam bielizny...Wiem, że pragniesz wkraść się w  moją kobiecość. 
Otwieram butelkę szampana.... Lekko wstrząsam nią i po chwili złocisty płyn spienioną falą zalewa moją suknię. 
Dostrzegasz, że  pod jasną suknią nic nie ma. 
Na twarzy lekki grymas rysuje rozkosz. 
Piersi zuchwale prężą się w oczekiwaniu na Twój dotyk. 

Czuję triumf... Czuję smak zwycięstwa... 

Spojrzeniem jeszcze mnie oplatasz. Rozbierasz mnie z resztek przyzwoitości. Czuły szept wplatasz mi we włosy...
I już Twój język tańczy z moim. Jeszcze niczego nie podejrzewam...
Czuje jak cały panujesz nad moim ciałem. Lubieżnym pośpiechem ściągam z Ciebie koszulę. Opuszkami palców rozpalam skóry bladość....
Puls krwi pod naskórkiem coraz szybszy wzbudzam...

czując lekki dyskomfort spostrzegam twoje dłonie pętające moje nadgarstki... Sznur powoli zacieśnia się na wokół dłoni... 
Ja wciąż niczego nie podejrzewam... Upajam się widokiem tego co dziś zdobyłam... 

TOBĄ... 


Twój język tak czule ślizga się na krawędziach mego ciała... Naznacza mnie pożądaniem... Karmiąc obietnicą spełnienia. 
Nie czułam tego jak kładłeś mnie na starym stole bilardowym. Nie wiem kiedy moje ręce i stopy przywiązałeś do metalowych kółek przyspawanych do blatu. 
Stoisz obok patrząc się jak wiję się w moich pragnieniach pozbawionych wolności... Naga... Przerażona... 
Spokojnie siadasz na krześle dopijając butelkę szampana.
Nawet nie jestem w stanie powiedzieć ile czasu minęło od kiedy czułam Twój oddech na sobie... 

Z oddali słyszę męski głos: "Przepraszam za spóźnienie" 
Wirują myśli... przerażenie... A nade mną pojawia się sylwetka nieznajomego. 

Nie widzę jego twarzy... Dostrzegam tylko maskę... Boję się... 
Patrzy na mnie i widzi drżenie mojego ciała, delikatnie muska dłonią... Wilgotnym szeptem stara się zdmuchnąć z policzka ślad przerażenia. 

Kołysze myśli obietnicą rozkoszy... Opuszkami palców na mej twarzy maluje uśmiech... Przerażenia nie ma.
Oczy patrzące na duszę zagubioną już tylko w trzepocie myśli pełnych pożądania. 

Nie wiem kim jest... Rozum nakazuje obawę... A czuję, że za chwilę to z nim będę tańczyć na szczytach uniesień. Zapomniałam, ze to ja miałam dziś polować i cieszyć się dominacją, zdobyczą... Oddaję się nieznanemu mężczyźnie na oczach innego... Nie czuję wstydu... 
Ciało wyciągnięte w łuk oczekuje już tylko na czystą rozkosz...

Spadając w ostatniej sekundzie... w otchłań namiętności... Oddaję  się całym ciałem.... 

TOBIE...



Słyszę dźwięk telefonu.

piątek, 25 maja 2012


Otwieram oczy.
 Przede mną ciemność przez którą ledwo cokolwiek widać. Stojąc ubrana w zwiewną suknię czuję jak spada na mnie kropla deszczu. Powiew letniego wiatru bezwstydnie pozbawia mnie chusty z ramion. Jednocześnie odgarnia mi włosy z piersi i szyi na których pojawiła się gęsia skórka.
Druga… Trzecia.
Tańcząca w rytm wiatru suknia zaczyna oplatać moje nogi na które wcześniej założyłam czarne pończochy. Czuję zapach namiętności drażniący moje zmysły słodkim zniewoleniem.
Idę czując jak krople spadają na rozgrzane ciało. Zaczynają spływać po moich włosach, przenosząc się na ramiona i dekolt ściśnięty gorsetem. Czuję jak oplatają moje ciało i stapiają się ze mną. Gubiąc po drodze resztki wstydu zapalam papierosa wyciągniętego z piersi.. Pojedyncze źdźbła trawy pieszczą mnie po kostce zostawiając nutkę pragnienia, rozkoszy.
Dookoła mrok, blask lampy próbujący przebić się przez gałęzie drzew pokazuje drogę a na końcu cmentarz.
Gdy rytm deszczu kołysze sonatą pełną marzeń idę.
Z każdym wdechem dym coraz bardziej natrętnie wypełnia przestrzeń wewnętrznego pragnienia.
 Zmysłowych fantazji.
Oddech galopuje przesycony dotykiem pożądania i tęsknoty wyczekiwany na kolejną kroplę.
I jest.
Czuję jak spływa.
 Jak gubi się w zakończeniach nerwów pulsujących pod jego płynnością.
Idę.
Pochylając się do zdjęcia butów nagle dostrzegam męską sylwetkę.
On? Tutaj?
Był ubrany w czarne spodnie, koszule która z każdym muśnięciem wiatru lekko odsłaniała szyję. Czapka przysłaniała jego oczy.
Spoglądając na mnie wyjął Jacka Danielsa.
Wyciągnął dłoń… Delikatny uścisk przepełniony czułością… A ja już nie mogłam wytrzymać napięcia… Cofnęłam dłoń.
Mrożący dystans odbijał się w myślach ogarniętych szaleństwem, które chcą ciało rozedrzeć na strzępy, by zabić upominającą się o dotyk nagość.
Jego spojrzenie spowodowało przeszywający dreszcz.
Otworzył butelkę.
Wokół tylko nuty rozkoszy wypełniają przestrzeń.
Pierwszy łyk, drugi…
Zmysłowo oblizując górną wargę spoglądam w jego stronę.
 luźne szepty … bez formułowania wniosków… bez dociekań… bez interpretacji…
Oddając butelkę szepnął abym się nie bała… Po czym wyciągnął zza siebie nóż.
 Skąd?
Nie wiedziałam.
Drgnęłam z przerażenia.
Szept „Nie bój się”.
O niczym nie myśląc płynę za słowami wewnętrznie doprowadzając się do obłędu.
Kieruję swoją dłoń na rozpalone lekko wilgotne ciało.
Przecina wstążkę która więziła me piersi.
Powietrze przesiąka zapachem siarki z samego dna piekła. W naszych oczach obłęd w swojej najczystszej formie. Chciwość i żądza krwiobiegiem rozlewa się wszędzie.
Czując jak kolejna kropla deszczu wręcz pali się na mym ciele….
Nie wytrzymując napięcia…








Budzę się….