poniedziałek, 3 stycznia 2011

Niebo

Niebo pokryte warstwą chmur które przemierzają fragment po fragmencie w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogą przystanąć i ukoić spragniony wody świat.

A ja? Siedzę samotnie trzymając kieliszek wina spoglądając przez okno, cicho szepcząc modlitwy, w duszy wypowiadając zaklęcia chcąc jednocześnie obudzić magię... Tą niespełnioną. Z tęsknotą za dotykiem, którego już nie ma... na ciele, które tak bardzo pobudzały wyobraźnie... Teraz tylko mchem wspomnień pokryte. Próbuję oddychać bez motyli, które wciąż chcą spływać po ciele...

Zadając jedno pytanie. Skąd czerpać moc by cieszyć się drobnostkami życia codziennego, przyjaciółmi tak bliskimi memu sercu.... Gdy myśli wciąż uciekają do świata, który karmi i rozbudza moją fantazje? Jestem małą, smutną dziewczynką z zapałkami. Która idąc rozjaśnia mrok małą garstką ognika, który gaśnie jak tylko powieje większy podmuch wiatru. Rzeczywistość.

Spoglądając za okno i widząc jak nić ciemności przepływa między gałęziami drzew, wypijam kieliszek wina...
Z myślą o wyblakłych pragnieniach, przydeptane żalem i szeleszczącym szczęściem na pożółkłych kartkach ze wspomnieniami alejek wspólnego uśmiech...


Myśli plączą się na drodze obrazów uwięzionych gdzieś w przestrzeni lata. Nie wypowiedziane słowa schowały się za zasłoną liści przeszytą niemocą i bezradnością. Kolejny poranek zmusza do wrócenia w rzeczywistość. Mechanizm zmusza do otwarcia oczu i pójścia w więź codziennych czynności. Wsunąć kapcie na nogi, zrobić kawę, odpalić papierosa, ubrać się, poczytać, zatracić się w czasie aby mógł szybciej upłynąć. I spędzić kolejną noc w chłodzie i samotności. Droga donikąd, na której są tylko ślepe zaułki. Mijając zakurzone słowa, pragnienia te nieskazitelne i tak czyste niczym łza. Znikam owinięta bluszczem smutku, radości, uniesienia, łez... Miraż naszego sacrum zgubiony gdzieś między piekłem... gdzieś na tej drodze.

Tak pragnę odkryć swoją bajkę... kolory, radość.... ogrzać dłonie... móc spłonąć.